Kobiety inspirują – Pyra w Korei

 

Jak wygląda życie w Korei Południowej? Czym zaskakuje, zachwyca, czym różni się ten kraj? Na te i inne pytania odpowie Polka mieszkająca pod Seulem, Agnieszka z Poznania, w mediach znana jako Pyra w Korei.
rozmawia Katarzyna Pawlak

Skąd u Poznanianki zainteresowanie koreanistyką/filologią koreańską?
Od zawsze interesowałam się językami obcymi – w swoim życiu uczyłam się ich całkiem sporo. Przed koreanistyką studiowałam filologię chorwacką (ukończyłam licencjat). Po drodze złapałam bakcyla koreańskiej popkultury, spodobało mi się brzmienie języka… po wgłębieniu się w temat zakochałam się w koreańskim i tak zdecydowałam się na drugie studia. Koreański gramatycznie podobny jest do japońskiego.

A jak z pisownią? Czy jest trudna?
Nie powiedziałabym, że jest aż tak podobny. Japońskiego uczyłam się zaledwie rok, ale już na tak niskim poziomie widać było istotne różnice między japońskim a koreańskim. Przede wszystkim koreański ma swój własny odpowiednik alfabetu – hangeul, który nie wyewoluował naturalnie. Został stworzony na polecenie króla Sejonga w XV wieku, by Koreańczycy mogli używać „swojego” pisma, a nie znaków chińskich. Hangeul składa się z zaledwie 40 znaków, ogarnięcie go zajmuje mniej niż tydzień. Gramatyka natomiast to zupełnie inna bajka. Koreański to język mocno różniący się od języków europejskich, dlatego wdrożenie sobie choćby struktury zdania w stopniu umożliwiającym swobodne posługiwanie się nią jest czasochłonne.

Każda emigracja na początku jest wielką niewiadomą. Różnice kulturowe, językowe, odległość. Jak odnalazłaś się w nowym, egzotycznym dla Europejki otoczeniu?
Przed wyjazdem do Korei studiowałam filologię koreańską od czterech lat (skończyłam licencjat i 1. rok studiów magisterskich). Dlatego sam szok kulturowy był dla mnie mniejszy – mówiłam w języku kraju do którego jechałam, znałam do pewnego stopnia obyczaje, kulturę, historię, literaturę, nie mówiąc już o popkulturze. Mimo to zawsze znajdą się sytuacje, które potrafią mnie zaskoczyć. Nawet teraz – choć traktuję je raczej jako ciekawostki niż bariery nie do pokonania. Korea stała się moim drugim domem.

Czy masz chwile zwątpienia i myślisz o powrocie do Polski?
Takie małe zwątpienia zdarzają się często – chwilowa myśl, że tęskni się za Polską, coś w tym stylu. Na poważnie o powrocie do Polski myślałam trzy razy. Pierwszy raz – na pierwszym semestrze studiów magisterskich w Seulu. Było mi tak ciężko, że postawiłam sobie ultimatum – jeśli nie zdam z jakiegokolwiek przedmiotu, choćby jednego – rzucam to wszystko i wracam do Polski. Tak się oczywiście nie stało. 😉 Drugi raz – kiedy moja babcia zachorowała. Niestety było już za późno, żeby polecieć do Polski, i nie udało mi się nawet być na jej pogrzebie. Trzeci raz, w tym roku – kiedy moja mama miała nawrót choroby, diagnoza – przerzuty raka do mózgu. Nie zastanawiałam się. Po dwóch dniach siedziałam już w samolocie, rzuciłam praktycznie całe moje życie w Korei, by kilka ostatnich miesięcy spędzić z mamą.
Myślę, że to właśnie te dwa ostatnie przypadki są tym, co jest najcięższe w emigracji. Jesteśmy daleko od naszych bliskich. Nie możemy pomóc, być przy nich. I niestety musimy się z tym pogodzić – albo zrezygnować z wyjazdu do innego kraju, bo to nieodłączna część emigracji i jej największy, moim zdaniem, minus. Wszystko inne jest w sumie kwestią przyzwyczajenia się.

Korea to kraj bardzo wysoko rozwinięty technicznie. Czy mimo to, znajdujesz jakieś absurdy typu brak kabiny prysznicowej w łazience?
Wyrzucanie zużytego papieru toaletowego do kosza, stojącego obok. Brak koszy na śmieci na ulicy – czasem nieźle trzeba się nachodzić, by wyrzucić choćby zużytą chusteczkę do nosa. Brak L4 – poza instytucjami publicznymi o L4 można sobie pomarzyć. Zachorujesz? Przyjęło się, że nieważne jak chory, dopóki jesteś w stanie ustać – powinieneś stawić się w biurze. Możesz nie iść do pracy, ale zostanie ci to odliczone z urlopu. Który, nawiasem mówiąc, w Korei wynosi plus minus 15 dni rocznie.

Twój Instagram, Twitter posiadają dużą liczbę osób Ciebie śledzących. Czym jest ta forma komunikacji dla Ciebie?
Jest sposobem, dzięki któremu mogę swobodnie rozmawiać z fanami i przekazywać im najświeższe newsy czy ciekawostki z Korei. Jestem szczególnie aktywna na Twitterze, gdzie rozmawiam często „na luzie”, staram też dość często wrzucać coś na Instagram. 🙂

Jaki jest stosunek Koreańczyków do obcokrajowców? Jak reagują ludzie na Twoją osobę, kobiety o słowiańskim typie urody?
To zależy. Do osób białych podchodzą raczej pozytywnie. Nie spotkałam się z jakimiś rażącymi przejawami dyskryminacji w stosunku do mojej osoby, wręcz przeciwnie. Uważam, że jestem tu traktowana dość ulgowo. Koreańczycy są nastawieni do nas dość przyjaźnie.

Motto kraju Republiki Korei brzmi „Przynieść korzyść wszystkim ludziom”. Jak to wygląda w prawdziwym życiu?
Szczerze? Pierwszy raz słyszę, że Korea ma takie motto. Nie jest ono jakoś powszechnie znane, więc to nie jest tak, że wszyscy kolektywnie je znają i zawsze gdzieś z tyłu głowy świta Koreańczykom myśl, że muszą przynieść wszystkim korzyść. To trochę zbyt ogólnikowe i nie widzę przełożenia w rzeczywistości…

Popularne, tradycyjne jedzenie koreańskie to…?
O koreańskiej kuchni można by mówić godzinami! Na Zachodzie przyjęło się myśleć, że koreańskie jedzenie to głównie jedzenie ostre, ale to nieprawda. Jasne, są potrawy ostre i bardzo ostre, bo Koreańczycy do wielu potraw dodają gochugaru lub gochujang, czyli odpowiednio proszek i pastę z ostrych papryczek – np. ddeokbokki (kluski ryżowe), nakji bokkeum (smażone ośmiorniczki), meun galbijjim (duszone żeberka na ostro) i tak dalej. Ale na przykład takie japchae (makaron ze słodkich z ziemniaków z wołowiną i warzywami, bulgogi (wołowina w lekko słodkawym sosie) czy jajjangmyeon (makaron z sosem z czarnej fasoli, w Korei uznawany za „chińskie” jedzenie, ale to potrawa właściwie koreańska) nie są w ogóle ostre. Kiedy rodzice odwiedzili mnie w Korei, mogli jeść tego typu koreańskie potrawy bez problemu.

Czy tęsknisz za polską kuchnią?
Jak tęsknię, to staram się odtworzyć niektóre dania polskiej kuchni u siebie. Gorzej ze składnikami. Najciężej jest znaleźć porządny chleb (w Korei króluje tostowy, o smaku kartki papieru), biały ser (a i żółty nie jest popularny) i wędliny. Na szczęście nasza ekspacka społeczność Polaków w Korei chętnie dzieli się informacjami, mamy też kilku kucharzy na pokładzie, a Ambasada czasami organizuje wydarzenia, na których można zjeść polskie potrawy.

Jacy są młodzi mężczyźni i młode kobiety? Czy widzisz różnice w ich zachowaniu, stylu bycia względem Twoich znajomych w Polsce?
Koreańczycy w moim wieku to w większości ludzie zapracowani – w Korei dopiero niedawno skrócono tydzień pracy – z 68h do maksymalnie 52h. Większość Koreańczyków dopiero w weekend ma czas na cokolwiek. A jak spędzają wolny czas? Tak jak wszyscy – spotykają się ze znajomymi, idą do kawiarni, do kina, na spacer czy wspinaczkę po górach (Korea to kraj górzysty). To oczywiście ogólnik, bo przecież są osoby, które uprawiają jakieś sporty, mają niecodziennie hobby czy pasję. Nie potrafię chyba odpowiedzieć na to pytanie!

Korea Południowa – czym Ciebie zachwyca a czym razi?
Zachwyca mnie wiele rzeczy. Jedzenie. Ludzie. Kultura. Język. A tak bardziej szczegółowo… Widzieliście może hanboki? Hanbok to tradycyjny koreański ubiór. Jest przepiękny, zachwyca mnie niezmiennie od lat. Dopiero w Korei odkryłam też piękno jesieni – będąc w Polsce okres ten zawsze kojarzył mi się z szarością, ponurością, zimnem i smutkiem. Tu organizowane są wręcz festiwale „spadających liści”, a jako, że to kraj górzysty, kiedy liście na drzewach zmienią już swoją barwę widoki są naprawdę niesamowite.
Razi mnie kultura pracy. Coś jest na rzeczy – statystyki są alarmujące. Koreańczycy pracują dużo, ale nie przekłada się to na efektywność pracy, bo często trzeba w pracy siedzieć nawet wtedy, kiedy już się swoje obowiązki wykonało – tylko dlatego, że szef też jeszcze z pracy nie wyszedł. Dopiero niedawno zmniejszono czas pracy do 52h tygodniowo (z nadgodzinami). Dni urlopu jest bardzo mało, chorobowe nie istnieje. Nie dziwi mnie zupełnie, że Korea ma taki niski przyrost naturalny. Kto ma mieć czas na dzieci, siedząc 10-11 godzin pracy, nie licząc dojazdów, które nierzadko zajmują po trzy godziny? Do tego dochodzą hoesiki, czyli oficjalne wyjścia na kolację (i picie) z szefem/menadżerem. Są one obowiązkowe, oczywiście nie liczą się do godzin pracy i choć nie znam nikogo, kto by lubił takie wyjścia (które bardzo rzadko kończą się samą kolacją – zwykle jest jeszcze druga tura w barze, i trzecia w karaoke), nie można odmówić. Ja miałam szczęście znaleźć pracę, w której hoesików nie ma, ale widzę po znajomych, jak bardzo jest to krzywdzące.

Czy poznałaś jakiś rodaków w Korei?
Tak, utrzymuję bliski kontakt z wieloma, w szczególności z Polkami mieszkającymi w Korei.

Jak kobiety koreańskie dbają o urodę ? Czy to prawda, że można dostać kosmetyki polskiej firmy Ziaja w Korei?
Co Koreanka to inna metoda. Nie wierzyłabym silnie promowanej na Zachodzie „metodzie dziesięciu kroków”, którą sprzedaje się jako jedyną słuszną. Idąc dalej mitem jest, że każda Koreanka ma idealną cerę i wygląda jakby zeszła z okładki magazynu. Nie chcę tu za bardzo siać defetyzmu, ale uważałabym też z koreańskimi kosmetykami. Niektóre wcale nie mają takich dobrych składów, jak to się przyjęło u nas uważać. Koreanki przede wszystkim kładą nacisk na nawilżanie skóry – stosują więc tonery, esencje, kremy nawilżające. Unikają też słońca, co dłużej pozwala im zachować młodość skóry.
Tak, kosmetyki Ziaja są dostępne w Korei – głównie online, nie spotkałam się jeszcze w fizycznych sklepach. Są też kilka razy droższe niż w Polsce.

Czy wiążesz swoją przyszłość z życiem na stałe w Korei?
Czas pokaże. Na razie zostaję w Korei, ale za kilka lat – kto wie, może wrócę do Polski?

Dziękujemy za rozmowę 

Agnieszka ze swoim mężem TJem w tradycyjnych polskich strojach

FB: https://www.facebook.com/pyrawkorei/

YT: https://www.youtube.com/channel/UCELsE3w85wy7hXFmU2eRn_w

Share this...