5 niezwyczajnych powodów, dla których warto odwiedzić Hanoi

 

W Hanoi byłam aż trzy razy – ale łącznie spędziłam w stolicy Wietnamu tylko tydzień. Pierwsza wizyta była najkrótsza – jeden pełny dzień w drodze z bajecznego Ha Giang do krainy tysiąca i jednej skały, kilku pól ryżowych i King Konga, Ninh Binh. Później kilka dni, uwieńczonych wizytą w szpitalu, przed wycieczką na wyspę Cat Ba. I finalnie kolejne dwa dni przed 26-godzinną podróżą pociągiem z Hanoi do Nha Trang.

Tydzień to całkiem sporo czasu, gdy się nie lubi dużych miast. Jeszcze więcej, jeśli wyjątkowo nie lubi się miast zatłoczonych, ciasnych i mało zielonych. Moja lista powodów, dla których warto odwiedzić Hanoi jest jednak myślę na tyle mocna, że chociażby dla nich warto zaplanować spędzenie tu kilku dni.

 

 

Gdy wypluta z energii po całonocnej podróży z Ha Giang wykulałam się o czwartej nad ranem z autobusu na dworzec, nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Milion świateł, tysiąc ludzi, setka tuk-tuków i jeden wielki rozgardiasz. Korzystając z aplikacji Grab (ichniejszy Uber) dotarliśmy (z Mikaelem) do hostelu, ale było za wcześnie i nie mogliśmy się zameldować. Dlatego poszliśmy na sąsiednią ulicę do otwartej 24 godziny na dobę kawiarnii, zamówiliśmy kawę i zrobiliśmy research, co też w ogóle chcielibyśmy w Hanoi zobaczyć.

Najpierw odwiedziliśmy Temple of Literature – Świątynię Literatury. Robienie researchu o piątej nad ranem po nieprzespanej nocy jak się okazuje nie jest najlepszym pomysłem – miałam zajarkę bo myślałam, że zobaczę tam dużo starych książek i manuskryptów. Ale nic z tych rzeczy. Nie zrozumcie mnie źle: świątynia jest bezcennym zabytkiem, to nie ulega wątpliwości, warto ją odwiedzić szczególnie jeśli interesuje nas historia, kultura i sztuka. Ale koniec końców byłam niewyspana i rozczarowana, że nie ma dużo książek.

Po południu poszliśmy zobaczyć

 

#5 Jezioro Hoan Kiem Lake

 

moje ulubione miejsce w Hanoi!  Szczególnie w weekendowe wieczory – ulice wokół jeziora są wtedy zamykane dla pojazdów, a mieszkańcy urządzają tam jedną wielką imprezę na świeżym powietrzu. Dzieje się wszystko! Ludzie tańczą, grają w szachy, rysują, urządzają karaoke, grają w piłkę itd. No i można kupić piwo za 5 000 dongów. (0.74 zł) (Zabawne, bo kupiliśmy je zaraz po dwóch Irish bomb za 250 000 dongów). Wydaje mi się, że było to całkiem dobrze wydane 5 000.

Z drugiego pobytu w Hanoi najbardziej zapamiętam… wizytę w szpitalu. Podczas ostatniego noclegu w Ha Giang coś mnie dziabnęło w udo. Nie wiem co – po prostu obudziłam się z małym zaczerwienieniem. Przez kolejne trzy dni nic się z tym nie działo, pojechaliśmy do Ninh Binh a ja śmigałam na rowerze i wspinałam się na punkty widokowe jak zawsze. Jednak tuż po powrocie do Hanoi zauważyłam, że zaczerwienie jest jakby pogrubione. Nie minęła nawet doba, a ja niemal nie byłam w stanie chodzić. Cała rana była twarda i opuchnięta.

Wystraszona jak diabli, popędziłam do szpitala. Muszę powiedzieć, że życzę każdemu, aby w przypadku choroby był tak potraktowany, jak ja zostałam potraktowana przez tamtejszy personel. Pełen profesjonalizm. Tłumaczono mi po kolei każdy kolejny krok, podano wodę, kilkukrotnie pytano o moje samopoczucie. Zabiegi które przeszłam były bolesne i nieprzyjemne, ale dzięki uśmiechniętej pielęgniarce i żartującym lekarzom, przeszłam przez nie gładko. W szpitalu spędziłam pół dnia, po czym dostałam antybiotyk i opatrunki i wypuszczono mnie „do domu”. Rana goiła się jeszcze przez jakiś tydzień. Po czym wydobrzałam na tyle, że podczas ostatniego pobytu w Hanoi zrobiłam fantastyczny

 

#4 Spacer wokół jeziora Ho Tay

 

i odwiedziłam dzielnicę expatów. Cały mój spacer mierzył 25 km – to jezioro jest naprawdę wielkie – ale przyjemnie też się wybrać i pospacerować choćby niewielki odcinek wokół brzegu, szczególnie po północno-wschodniej stronie. Z pewnością jest to najspokojniejsza część Hanoi.

 

 

Spodobała mi się na tyle, że nawet naszła mnie niebezpieczna myśl, że mogłabym tam przez jakiś czas pomieszkać. (I wyjeżdżać na przedłużone weekendy do Ha Giang, ha!) Niebezpieczna o tyle, że przez ten czas przytyłabym pewnie z jakieś dziesięć kilogramów. Wszystko z powodu… A raczej powodów: Trzech najważniejszych powodów, dla których warto według mnie odwiedzić Hanoi!

 

#3 Kawa z koglem – moglem

#2 Piwo z koglem – moglem

#1 Rum z koglem-moglem 

 

 

Miejsc, które sprzedają te specjały jest dziś w Hanoi wiele. Ale warto odwiedzić to oryginalne, od którego wszystko się zaczęło: Cafe Giang. Odnalezienie tej kawiarni może przysporzyć trochę trudności, ponieważ położona jest w wąskiej, bocznej alejce – ale ręczę, że warto! Recepturę na kogiel-mogiel wymyślił pan Nguyen Giang (ojciec obecnego właściciela kawiarnii) w 1946 roku, kiedy pracował jako barman dla sławnego, pięciogwiazdkowego hotelu Sofitel Legend Metropole. Od tamtego czasu niewiele się zmieniła. Wiadomo, że składa się z żółtka jajka, słodzonego mleka kondensowanego, masła i sera.

Spróbowałam kawy z koglem-moglem w kilku różnych miejscach i z ręką na sercu, w Cafe Giang była najlepsza. A ich rum z koglem-moglem… Cóż, po prostu ambrozja! Warto odnotować, że choć kawiarnia z racji renomy jest rozchwytywana przez turystów, ceny są przystępne… a nawet niższe niż w wielu innych, podobnych kawiarniach. Za kawę i rum (a był tam co najmniej podwójny shot) zapłaciliśmy 70 000 dongów. (10 zł)

 

Przygotowała Magdalena Jeż

www.upandhere.rocks

Share this...