Magia Laosu
Wśród turystów wciąż przegrywa z bardziej popularnymi sąsiadami: Tajlandią, Wietnamem czy choćby Kambodżą. I być może to właśnie najlepszy powód, aby go odwiedzić. Laos jest tajemniczy i autentyczny, a przede wszystkim, urzekająco piękny.
Do Laosu postanowiłam… przypłynąć łodzią. Spływ Mekongiem to jedna z najpopularniejszych atrakcji Laosu. Przygoda rozpoczęła się w położonej przy granicy tajskiej miejscowości Chiang Khong, a zakończyła dwa dni później w laotańskiej mecce backpackerów, Luang Prabang. Zdolna pomieścić ponad stu pasażerów łódź, wbrew nazwie slow-boat, płynęła naprawdę szybko. A widoki po obu stronach rzeki były wręcz z innego świata. Soczyście bujna roślinność, malownicze góry, zdumiewające formacje skalne. A gdzieniegdzie maleńkie wioseczki – skupiska stawianych na palach, otoczonych niewielkimi poletkami drewnianych chatek.
Luang Prabang jest to jedno z najczęściej odwiedzanych przez turystów miast w Laosie. Stanowi znakomitą bazę wypadową zarówno na południe – do Vang Vieng i stolicy kraju, Vientiane – jak i położonych na północ malowniczych wioseczek, m.in. Nong Khiaw i Muang Ngoi. Do Luang Prabang najzwyczajniej każdemu jest po drodze. Warto się tu zatrzymać na kilka dni. Atrakcją, której nie można pominąć, są położone ok. 20 km od Luang Prabang wodospady Kuang Si. Łatwo do nich dojechać skuterem lub tuk-tukiem. Gęsta zieleń, turkusowa woda, szum błyszczących w promieniach słońca kaskad sprawiają, że miejsce to ma wyjątkowo relaksującą atmosferę. Przy wodospadach można się kąpać i wiele osób korzysta z tej możliwości – ale ostrzegam, woda jest tu wyjątkowo lodowata!
Inną atrakcją, której w Luang Prabang nie wolno pominąć, jest podziwianie zachodu słońca z Mount Phousi – najwyższego wzniesienia w mieście. Warto pokonać kilkaset betonowych schodków i wspiąć się na położony na samym szczycie góry punkt widokowy. Można z niego ujrzeć wspaniałą panoramę całej okolicy, z mieniącą się wstążką rzeki Mekong na pierwszym planie i otulonymi mgłą górskimi wierzchołkami w tle. Na wzniesieniu znajduje się ponadto imponująca świątynia buddyjska.
Miejscem, w którym najmocniej tętni życie po zmierzchu, jest Nocny Market. Turyści przychodzą tu głównie dla jedzenia. Dziesiątki straganów oferują proste, lecz niezwykle smaczne potrawy kuchni azjatyckich: smażone makarony, grillowane mięsa i ryby, podawane z aromatycznymi sosami sajgonki i spring rollsy, a na deser świeże owoce, koktajle i ciasteczka kokosowe. Popularne jest tu również, ze względu na kolonialną przeszłość miasta, pieczywo francuskie, takie jak bagietki czy croissanty. Jedno jest pewne: z Nocnego Marketu nikt nie wyjdzie głodny.
Jakieś cztery godziny jazdy autobusem od Luang Prabang znajduje się miejscowość, w której postanowiłam odpocząć od innych turystów: Nong Khiaw. Do tego urokliwego i wyjątkowo spokojnego miasteczka docierają przede wszystkim miłośnicy natury i sportów outdoorowych. Miejscowość położona jest wśród pokrytych gęstą zielenią gór. Codziennie o świcie u ich podnóża zbiera się mleczna, nieprzenikniona i chłodna mgła. Otula całą miejscowość oraz płynącą obok leniwie szeroką rzekę, po czym wraz ze słońcem unosi się coraz wyżej i wyżej. Podziwianie tego zjawiska z jednego z dwóch wysoko położonych punktów widokowych to prawdopodobnie najbardziej magiczna rzecz, jaką można zrobić w całym Laosie.
Oprócz punktów widokowych, warto odwiedzić przepiękne wodospady i jaskinie, w którym Laotańczycy żyli podczas bombardowań. (W okolicy wciąż zalega mnóstwo niewybuchów, więc pod żadnym pozorem nie wolno schodzić z wyznaczonych ścieżek). Można również urządzić sobie jednodniową wycieczkę łodzią lub kajakiem do położonej kilkanaście kilometrów na północ wioski Muang Ngoi. Do liczącej zaledwie ok. 700 mieszkańców Muang Ngoi jeszcze w 2013 roku można było dotrzeć jedynie łodzią – nie było drogi! Ograniczony był również dostęp do elektryczności. Kilka lat temu jednak miejscowość została częścią szlaku turystycznego Banana Pancake Trail i od tamtego czasu wiele się tu zmieniło. Jest droga, jest prąd, jest nawet internet. Niezmienne zostały zapierające dech w piersiach widoki i niesamowity spokój tego miejsca. Podobnie jak w Nong Khiaw, są tu dwa fantastyczne punkty widokowe. Warto też urządzić sobie spacer po okolicy– jest co podziwiać! Łagodnie górzyste tereny pełne są wspaniale zadbanych upraw, wąskich strumyków, bujnej zieleni i piaszczystych dróżek. Tu i ówdzie taką dróżką podążają stadka krów.
Czy Laos jest bezpieczny? Szczególnie dla podróżujących samotnie kobiet? Odpowiadając krótko: ja czułam się bezpiecznie. Nawet nocą, czy to w Luang Prabang, czy Nong Khiaw, spacerowałam bez najmniejszego strachu. W obu miejscowościach zresztą po zmroku chyba łatwiej spotkać turystę niż miejscowego: odnoszę wrażenie, że cały Laos kładzie się spać najpóźniej o ósmej wieczorem, aby wstać rześkim i wypoczętym już z pierwszym pianiem koguta, czyli najpóźniej o czwartej piętnaście. Oczywiście jest to moja subiektywna opinia i nie mogę
zagwarantować, że nikomu nic złego w Laosie się nie stanie. Myślę jednak, że strach przed nieznanym nie powinien nas zatrzymywać w spełnianiu swoich marzeń. Jeśli więc marzysz aby obejrzeć wschód słońca z wieży widokowej wysoko nad Nong Khiaw – śmiało spakuj czapkę z daszkiem, krem przeciwsłoneczny, zdrowy rozsądek – i jedź!
Magdalena Jeż – podróżniczka, miłośniczka sportów outdoorowych i natury. Prowadzi blog podróżniczy Up and Here. www.upandhere.rock