Produkty eko dobro dla ciała i dla duszy

Stoję w wielkim centrum handlowym i oddaję się kobiecej fantazji, w której moja karta kredytowa nie ma limitu, a ja jestem panią na salonach. W dłoni trzymam skórzaną torbę, na nogach mam buty ze skóry, a zapach moich perfum jeszcze długo unosi się w lokalu, do którego wstąpiłam tylko na kawę (oczywiście z mlekiem sojowym).

Nagle czuję, jak dopada mnie ciężkość bytu. Od tych wszystkich kolorów i zapachów zaczyna mi się kręcić w głowie. Torby błyskawicznie przybierają na wadze, jakbym zamiast najnowszej kolekcji projektanta X nawrzucała tam kamieni. Przechodzi
mnie zimny dreszcz – od czubków palców u stóp po grzywkę, która opada na zielone oczy. Odbija mi się napojem roślinnym dodanym do kawy. Czuję wewnętrzny konflikt: przecież ja nawet nie lubię mleka sojowego…

W świecie konsumpcjonizmu, w którym na naszych oczach zaciera się granica między pożytecznością z przymusu a odczuwaniem nadmiernej przyjemności, coraz częściej w głowach rodzi się myśl: chcę być eko. Krótkie sformułowanie, które ma taką moc, że wypowiedziane na głos, potrafi motywować do działania.

Co właściwie oznacza „bycie eko”?
Na pewno widzieliście kampanie reklamowe, które zwracają uwagę na ogólnoświatowe problemy. Globalne ocieplenie, przeludnienie, plastikowe oceany itd., wymieniać można naprawdę długo. Pierwszym skojarzeniem, które przyszło mi do głowy, kiedy usłyszałam o byciu eko, były kosmetyki. Coś fantastycznego – spełniają moje wymagania i do tego sprawiają, że jestem lepszym człowiekiem. Pomagam chronić środowisko. Nie od razu zamieniłam wszystkie swoje kremy na te bez parabenów, silikonów i sztucznych barwników, ale czuję ogromną satysfakcję, gdy na toaletce stoi mniej preparatów, ale za to lepszej jakości.

Do bycia eko podeszłam spokojnie. Na początku bałam się kosmetyków ekologicznych, bo żyłam w przekonaniu, że są to produkty drogie. Byłam w błędzie. Swoją ekologiczną pielęgnację zaczęłam od konsultacji z kosmetologiem, który uświadomił mi, jak powinnam dbać o twarz, skórę ciała i włosy oraz podpowiedział, jaki makijaż jest dla mnie najlepszy. Jestem bardzo wrażliwa na przeróżne składniki i często moje eksperymenty z nowymi preparatami kończyły się okropną wysypką lub – co gorsza – wizytą w szpitalu, np. z powodu bardzo spuchniętego oka. Okazało się, że zamiast pięciu kremów potrzebuję dwóch (na dzień i na noc), gdyż moja skóra jest bardzo wymagająca. Wielu osobom wystarczy jeden słoiczek, „na dzień i na noc”. Było ciężko, ale przestałam wydawać pieniądze na nowości i nauczyłam się nimi mądrze gospodarować. Teraz stawiam na produkty, które są pewne, może trochę droższe, ale w miesięcznym rozliczeniu i tak wychodzą mnie taniej.

Zmiana, która jest potrzebna do całkowitej transformacji z „za dużo” na „rzadziej, ale lepiej”, musi zajść przede wszystkim w Twojej duszy.

Jak być eko?
Aby być bardziej eko, wystarczy wybrać rower zamiast auta (kiedy jest to możliwe), nauczyć się zjadać napoczęte jedzenie do końca zamiast otwierać wszystko naraz i połowę z tego wyrzucać. Zakręcać wodę w kranie podczas mycia zębów, bo przecież płuczemy je na samym końcu, a nie w trakcie całej czynności. Można sobie kupić „wypasioną” torbę na zakupy, porzucając plastikowe torebki z owadem. W sklepie nie trzeba każdego warzywa wkładać do osobnej siatki, pani przy kasie umie je zważyć bez zbędnej folii. I mój ukochany obszar bycia bardziej eko – kupowanie używanych ubrań! Nie dość, że można upolować świetne, modne fatałaszki (często markowe) – na różnych stronach internetowych, w second handach lub wymieniając się niechcianą już bluzką z najlepszą przyjaciółką – to ucieczka od zakupowego szału oczyszcza umysł i uspokaja zmęczoną konsumpcyjnym kacem duszę.

Był moment, kiedy „eko” kojarzyło się z popularnym trendem i faktycznie muszę przyznać, że coś w tym jest. Te wszystkie natrętne reklamy typu: 15% rabatu z hasłem „instapiątek z Wandą” na ekologiczną piankę do twarzy spowodowały, że przez moment byłam nawet na to wszystko wkurzona. Zmuszacie mnie do bycia lepszą, kiedy ja jeszcze nie jestem na to gotowa!

Do bycia eko trzeba dojrzeć
Gdy śliczna dziewczyna oznajmia, że jest wege, jej ego wzrasta aż do sufitu w jednej z lepszych restauracji w mieście. A byłoby lepiej wpajać społeczeństwu, że produkty eko to nie lepsze zasięgi na FB, ale filozofia życia. I wierzcie lub nie: do tego trzeba dojrzeć.

Nie nazwę siebie „ekoświrem”, bo jeszcze nie jestem gotowa na porzucenie pewnych przyzwyczajeń, które wpajano mi od dziecka. Jednak zauważam zmianę, która we mnie zaszła. Eko kojarzy mi się teraz z harmonią.

Harmonia oznacza równowagę między tym, co na zewnątrz, a tym, co wewnątrz. Nie rezygnuję ze wszystkich przyjemności na rzecz bycia za wszelką cenę eko, ale nie przesadzam w żadną stronę.

Dzięki małym zmianom, jakie wprowadzam do swojej codzienności, nabieram szacunku do siebie. Dbam w odpowiedni sposób o ciało, umysł i serce, o swoje otoczenie, o przyrodę i innych ludzi. To brzmi, jakbym ocierała się o fetyszyzm, ale ekoprodukty wyciszyły mnie wewnętrznie. Zaczęło się od czytania składu na opakowaniach, a teraz uczę się życia w rytmie slow, osiągam spokój i równowagę. Nie jestem eko, bo to modne, jestem eko, bo jestem świadoma tego, jak cudowne są tego efekty.

O autorce:
ANNA SŁAWIŃSKA
Copywriter, felietonistka i fotograf. Przez 3 lata mieszkała w Paryżu, gdzie pracowała i poznawała uroki najromantyczniejszego miasta świata.

Share this...