Seks, mafia i tajemnice
„Facet jest głową, ale to kobieta jest szyją i nią kręci’’ – mówi Magdalena Winnicka, autorka bestsellerowej powieści Kostandin. Grzechy mafii. Jej książka podbija zarówno serca czytelników (wywołując rumieńce na twarzach co bardziej nieśmiałych), jak i listy sprzedaży. Debiutancka powieść Winnickiej jeszcze przed premierą uplasowała się na podium najlepiej sprzedających się książek obyczajowych w Empiku. Sama autorka wzbudza nie mniejsze zainteresowanie, co jej dzieło.
Zacznijmy od tego, że z wykształcenia jest Pani…?
Ukończyłam studia na uniwersytecie ekonomicznym, więc z wykształcenia jestem inżynierem.
Inżynier to przecież umysł ścisły, więc skąd nagle skłonności pisarskie?
Całe życie myślałam, że matematyka to mój konik. Przedmioty humanistyczne wprawdzie nie stanowiły trudności, ale zwyczajnie mnie nudziły. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że będę pisać. Jakiś czas temu chciałam zrobić coś tylko dla siebie. Sporo eksperymentowałam – pianino, motocykl, akrobatyka. Aż pewnego dnia w mojej głowie pojawił się obraz i natychmiast przelałam go na papier. Ale nawet wtedy przez myśl mi nie przeszło, że moja debiutancka książka trafi na podium najlepiej sprzedających się książek obyczajowych w Empiku. I to przed premierą!
Czy już wcześniej, powiedzmy w szkole, pojawiały się jakieś pisarskie przygody? Być może pomysł zrodził się kiedyś tam, schował i cichutko czekał na dobry moment?
Nie. W liceum z powodu ubogiej frekwencji byłam zagrożona z języka polskiego. Warunkiem przejścia do następnej klasy było zaliczenie materiału z całego roku. W terminie trzech dni! Więc przyswoiłam te wszystkie lektury, fraszki i treny Kochanowskiego i odpowiedziałam bezbłędnie na pytania. Dodam, że polonistka była z tych bardzo wymagających i do tej pory się wzdrygam, jak o tym pomyślę.
Najbliżsi wiedzieli o tym, że ma Pani zamiar pisać, czy książka powstawała raczej w tajemnicy?
Początkowo żyłam w tajemnicy, bo zwyczajnie nie wiedziałam, co się dzieje. Po kilku dniach obrazy w mojej głowie dosłownie przestawały się mieścić. Nie mogłam już myśleć o niczym innym. To mnie bawiło jak jeszcze nic nigdy, ale
i stresowało w równym stopniu. Chciałam siedzieć całą dobę przed komputerem, by skończyć jak najszybciej. Tak mocno weszłam w tę historię, że zaczęłam odkładać wszystkie obowiązki na bok. Potrzebowałam więc wsparcia bliskich. To wtedy zdradziłam swój sekret rodzinie.
Jaka była reakcja najbliższych na to, że, ot, okazało się, że mieszkają pod jednym dachem z pisarką?
Najlepszą reakcję zaserwował mi mój „niemąż”. Znam go dobrze, ale reakcję na pisanie książki przez kogoś, kogo w życiu by się o to nie podejrzewało, ciężko przewidzieć. Nie wiedziałam, czy się ucieszy, czy sprowadzi mnie na ziemię. Byłam pewna jednego – że go zaskoczę. Tymczasem to on zaskoczył mnie! Nawet przez myśl mu nie przeszło, że książka nie będzie dobra! Dla niego oczywiste było, że piszę bestseller i od razu zajął się konkretami, czyli wydawaniem. Może dlatego w Kostandinie nie chciałam powielać obrazu gangstera wzbraniającego się przed okazywaniem szacunku kobiecie? Wpływowy, silny facet nie boi się wspierać kobiety, którą kocha. Mojego bohatera różni więc podejście do płci pięknej. Nieprzypadkowo mówi się, że ,,facet jest głową, ale to kobieta jest szyją i nią kręci’’.
Pisarz to wolna dusza, a wena nie puka do nas z zapytaniem, czy teraz mamy czas usiąść i pisać, ona chce tu i teraz! Czy w czasie tworzenia mocno zmienia się życie codzienne?
Oj, TAK! Moje życie zmieniło się diametralnie, ja sama bardzo się zmieniłam. Pierwszy raz w życiu wiem, czego chcę. Mam prawdziwą pasję. Robiłam różne rzeczy: gra na pianinie, jazda motocyklem, ale nigdy nie było to coś, bez czego nie mogłabym żyć. A teraz tak właśnie jest. Kiedy nachodzi mnie wena, z którą nie mogę walczyć, odpuszczam sen, by spisać myśli. Nie jest to dla mnie wyrzeczenie. Zwłaszcza teraz, gdy dosłownie każdego dnia dostaję wiadomości od czytelników, że moja książka coś w nich poruszyła, zmieniła, że sprawiłam im radość. To mnie dodatkowo motywuje.
Książka dla pisarza jest jak dziecko. Czy ciężko jest po stworzeniu oddać swoje dzieło światu?
Tak i nie. Nigdy nie chciałam chować Kostandina do szuflady. Od początku marzyłam, by puścić tę historię w świat. Jednak okres zapowiedzi, przedsprzedaży i premiery był bardzo stresujący. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, jakie będą reakcje… Teraz to liczby do mnie przemawiają. Mogłabym patrzeć godzinami na TOP-kę Empiku. To dla mnie ogromny sukces i wyróżnienie. Zwłaszcza że to mój debiut. Na Instagramie czy Facebooku wręcz zalewają mnie niezwykle pochlebne recenzje, dzięki czemu wiem, że nie mam się czym przejmować. Pracuję nad kontynuacją.
Książka powstała „od jednego machnięcia piórem” czy bywały pisarskie kłopoty i ciemne zaułki, w których wydawało się, że to wszystko nie ma sensu?
Dosłownie od jednego machnięcia piórem – jeśli mowa o pierwszym drafcie. Historię opracowałam w kilka tygodni. Kłopoty pojawiły się dopiero przy dopracowywaniu szczegółów. Jestem profesjonalistką, to moja pierwsza książka, więc wszystko musiało być idealne! Zdarzały się więc krótkie, jedno-, dwudniowe blokady. Ale póki co mam tyle pomysłów, że nie muszę się zmuszać do siadania przy laptopie. Podczas gdy my tu rozmawiamy o moim debiucie, ja już kończę pisać drugą część, a myślami jestem w trzeciej!
Co sądzisz o porównaniach „Kostandina” do „365 dni” Blanki Lipińskiej?
Istnieją tysiące mafijnych erotyków i każdy z nich można porównywać do 365 dni, a z kolei książkę Blanki do Grey’a. Tylko po co? Jeśli jest to romans mafijny, to wiadomo, że będzie mafia i seks. Wszystko pozostałe – fabuła, bohaterowie, styl – to kompletnie inny świat. Jednak jeśli ktoś powie, że moja książka jest na poziomie powieści Blanki, będzie to dla mnie komplement.
rozmawiała MAŁGORZATA JASIŃSKA
zdjęcia ANIA RADOMSKA PHOTOGRAPHY