Jaka Ona jest. Olka Szczęśniak

Jedna z najbardziej wyrazistych polskich stand-uperek występuje na scenie od 2013 r., a jej programy na YouTube mają miliony wyświetleń. Wygadana, odważna, bystra. Ma dystans do trudnych pytań, niewygodnych tematów i… krytyki księży.

Na co musi uważać polska stand-uperka, żartując z Polaków? Są jakieś granice?
Niektórzy uważają, że kobietom nie wypada żartować z seksu. W Polsce w dalszym ciągu jest sporo tematów tabu i nie ma znaczenia, czy porusza je kobieta, czy mężczyzna. Podejmując np. temat religii, trzeba się liczyć ze sporym oburzeniem ze strony konserwatystów. Zdarza się, że nawet księża ubliżają mi w komentarzach, ale to akurat bardzo mnie bawi i było źródłem inspiracji przy tworzeniu programu „Wszyscy jesteśmy hipokrytami”. Homofobia, rasizm – te problemy mocno polaryzują grupę odbiorców. Oczywiście, że są granice, tylko każdy ma je w zupełnie innym miejscu. Pomijając kontrowersyjne tematy, praktycznie każdy żart może zostać zinterpretowany przez pryzmat czyjejś traumy wbrew intencji komika. Czasem zachodzę w głowę, jak prosty, neutralny z pozoru żart mógł zostać odebrany negatywnie.

A z czego Polacy śmieją się najchętniej?
Najbardziej bawi nas to, z czym się utożsamiamy. Najpopularniejsze tematy to na pewno związki, dzieci, rodzina, imprezy i seks.

Podglądasz innych stand-uperów? Ty sama z czego śmiejesz się najgłośniej?
Oglądam głównie zagranicznych komików. Uwielbiam Ricky’ego Gervaisa i jego program „Humanity”. Najbardziej lubię twórców o poglądach podobnych do moich. Dużą przyjemność czerpię z obserwowania kobiet na scenie, ich pewności siebie i charyzmy. Bardzo motywuje mnie ich rozwój i sukcesy. Tu mogę wymienić m.in. Ali Wong, Amy Schumer, Katherine Ryan, Sarah Silverman i Taylor Tomlinson.

A z siebie potrafisz żartować?
Nie ma w tym nic trudnego, robię to od najmłodszych lat. Zaniżanie swojego statusu społecznego poprzez wyśmiewanie własnych wad jest zawsze dobrze odbierane, dlatego praktycznie każdy komik żartuje z siebie, żeby „kupić” sympatię widowni, na której za chwilę będzie ćwiczyć trudniejsze tematy. Trochę pośmieję się z siebie, za chwilę pocisnę z jakiejś grupy, potem znowu z siebie i tak w kółko.

A co z tymi, którym Twoje żarty nie przypadają do gustu? Bywasz obiektem otwartego hejtu?
Tak jak wcześniej wspomniałam, nawet księża zaczęli komentować na Facebooku moje występy. Najwięcej hejtu zbieram pod fragmentem „Fanatycy i marsz równości”. Wyśmiewam tam homofobię i hipokryzję fanatyków religijnych. Minął ponad rok od wrzucenia materiału do sieci, ale dalej wzbudza
on silne emocje.

Stand-up to improwizowany monolog. Pasuje Ci praca w pojedynkę, sam na sam z… widownią?
Improwizowany stand-up to rzadkość. Większość komików rusza w trasę z dopracowanym programem. W trakcie występu dajemy sobie przestrzeń na improwizację, np. rozmowy z publicznością, lub po prostu pod wpływem chwili dodajemy coś nowego, jednak większość treści jest wcześniej przygotowana. Czy pasuje mi taka praca? Od dziecka lubiłam rozśmieszać ludzi. Zanim poznałam stand-up, moją widownią byli znajomi i rodzina. Teraz wychodzę do setek obcych ludzi i opowiadam im żarty, jakbyśmy znali się od lat. Bywa, że mnie to stresuje, ale dawanie radości jest uzależniające. Jestem indywidualistką. Zawsze wolałam wszystko robić sama, dlatego solowy występ to dla mnie idealna forma.

A jak w polskim świecie żartu, do niedawna zarezerwowanym głównie dla mężczyzn, odnajduje się kobieta?
Myślę, że przez ostatnie dwa lata sporo się zmieniło. Rośnie zapotrzebowanie na kobiety w komedii ze względu na przesyt męskim punktem widzenia. Stand-uperki radzą sobie coraz lepiej. Moje pełne programy na YouTube mają po kilka milionów wyświetleń. Najbardziej cieszy i motywuje mnie to, że ludzie kupują bilety na moje solowe występy. Naprawdę nie mogę narzekać, bo jestem w dobrym miejscu.

Podobno w stand-upie nie ma tematów tabu. Mówiłaś o służbie zdrowia, marszu równości, sprawach damsko-męskich. Czy jest coś, z czego nie zażartowałabyś za żadne skarby?
Wszystko zależy od żartu, miejsca i czasu. Na ten moment chyba nie mam tematu, który byłby dla mnie absolutnie nie do ruszenia.

Z Częstochowy przeprowadziłaś się do Trójmiasta, mieszkasz w Pruszczu Gdańskim. Skąd ten pomysł i jak się czujesz bliżej polskiego morza?
W Częstochowie się urodziłam, ale studiowałam w Krakowie. Na ostatnim roku studiów często występowałam na terenie całej Polski i właśnie podczas występu w Trójmieście poznałam swojego obecnego partnera. To był powód mojej przeprowadzki do Pruszcza Gdańskiego na parę lat. Obecnie mieszkamy w Gdańsku. Kocham Gdańsk! Taki Kraków, tylko że z powietrzem 😉

Rozmawiała
ANNA RĄCZKOWSKA
Zdjęcie:
MICHAŁ MATYSIAK – INVEST STUDIO

 

Share this...