Nie pozwoliłam się złamać
Agnieszka Boruta była młodą, pełną pasji tancerką, która wyjechała do Włoch na kontrakt. Trafiła do burdelu. Udało jej się z niego uciec i po wielu zmaganiach odzyskać spokój. Po 16 latach od tego wydarzenia opowiada o tym, jak poradziła sobie z traumą i jak chce pomagać innym skrzywdzonym kobietom.
Miałaś 21 lat, byłaś tancerką, a przed Tobą był dwutygodniowy kontrakt we Włoszech, ale uciekłaś stamtąd już po kilku dniach. Co poszło nie tak?
Po przylocie do Włoch okazało się, że zostałyśmy wywiezione do innej miejscowości niż ta, która była wcześniej ustalona. Dodam, że wszelkie formalności i oficjalne pozwolenia były załatwiane w ambasadzie Włoch w Warszawie. Ponadto menadżerka grupy była wcześniej na spotkaniu, żeby zobaczyć przestrzeń i ustalić program występów bezpośrednio z organizatorem. Nic więc nie wskazywało na to, że wylądujemy w burdelu… Tak się, niestety, jednak stało. Zachęcam do obejrzenia filmów na moim Instagramie. Tam opowiedziałam tę traumatyczną historię.
Można było tego uniknąć? Wszystko przecież wyglądało legalnie: kontrakt, włoska ambasada, menadżerka. A tymczasem wraz z ekipą wylądowałaś w jakiejś szemranej dziurze…
Zapewne gdyby można było tego uniknąć, nie znalazłybyśmy się w takiej sytuacji. Nie wiem, gdzie został popełniony błąd lub przeoczona informacja (jeśli w ogóle takowa była gdzieś między wierszami). My nie uczestniczyłyśmy w ustaleniach pomiędzy menadżerką a organizatorem.
Nazywając rzeczy po imieniu: Tobie i Twoim koleżankom udało się uciec z włoskiego burdelu.
Tak. Było to bardzo traumatyczne doświadczenie, którego skutki odczuwam do dzisiaj.
Nagrywając filmiki na Instagram, podkreślasz, że wielu rzeczy już nie pamiętasz. To efekt mechanizmu obronnego?
Umysł jest skonstruowany tak, aby za wszelką cenę chronić nas przed niebezpieczeństwem. Wyparcie wspomnień jest jednym z takich mechanizmów. Doświadczyłam traumy. Emocje sięgały zenitu. Przechodziły przeze mnie skrajne uczucia, reakcje ciała często były poza moją kontrolą. Włączył się instynkt przetrwania. Liczyło się tylko to, aby przeżyć. Ucieczka, gotowość do walki. Na szczęście „zamrożenie” trwało dosłownie chwilę. Po powrocie do domu najważniejsze było uspokojenie się, odbudowanie poczucia bezpieczeństwa i względnie „normalne” funkcjonowanie w codzienności. Nie udałoby się to, gdybym non stop odtwarzała te wydarzenia. Poza tym po doznaniu tak ogromnego szoku, kiedy emocje opadają, wspomniany wcześniej mechanizm obronny może odsuwać z pamięci tak intensywne i negatywne obrazy. Ale mimo wszystko nie sądzę, aby stało się coś jeszcze, co kompletnie zostało przeze mnie wymazane. Myślę, że miałabym choćby poczucie, że do czegoś jeszcze się w tej sytuacji nie dokopałam.
Na opowiedzenie tej historii zdecydowałaś się po kilkunastu latach. Wypierałaś te dramatyczne przeżycia, a teraz odważnie poruszasz tematy tabu…
Minęło 16 lat. Poruszam te tematy, bo pomimo gnającego do przodu świata pokrzywdzona kobiecość stoi w miejscu. Wciąż za mało się o tym mówi. Wciąż boimy się społecznego linczu po opowiedzeniu swoich historii. Wciąż zamykamy usta i z obawą w sercu patrzymy, jak rosną młode kobiety… Żyjemy w powtarzającym się cyklu. Widzę mnóstwo aktywistek działających na rzecz praw kobiet, a wielu ludzi nadal żywi przekonanie, że to tylko krzyczące ze złością feministki, że takie zło dzieje się gdzieś daleko lub na filmach. Moja historia jest dowodem na to, że takie rzeczy dzieją się tuż obok. Dodam, że niestety częstym zjawiskiem jest to, że ofiarom nie udziela się niezbędnej pomocy. Zdarzają się sytuacje, w których spotykamy się z wtórną wiktymizacją, nawet ze strony terapeuty. To jest totalna abstrakcja. Ja podniosłam się sama. Udało mi się stanąć na nogi. Teraz pokazuję, że jest to możliwe, i opowiadam, w jaki sposób to zrobiłam. Myślę o założeniu stowarzyszenia lub fundacji dla kobiet zranionych w ten sposób. Rysuje mi się już cały plan pomocy i wsparcia. Mam do tego również odpowiednie narzędzia i wiedzę. Studiowałam psychologię, teraz powoli kończę psychoterapię…
W jednym z filmików powiedziałaś, żeby uważać na siebie w klubach, na to, co się pije, z kim rozmawia. Jak jeszcze można się ustrzec przed niebezpieczeństwem?
Nie zostawiać drinka, trzymać się w grupie, zawsze mieć kontakt z kimś zaufanym. Jak czujesz się zagrożona, to napisz SMS z najdrobniejszymi szczegółami i bądź przygotowana do jego wysłania lub po prostu go wyślij. Zadzwoń po pomoc. Zasadniczo należy reagować wcześniej niż w ostatniej chwili. Słuchać intuicji i „przeczuć”. Szalenie ważne jest to, żeby zostawiać komuś zaufanemu adres i kontakt do osoby, z którą się wychodzi. Kiedy wyjeżdżam, za każdym razem wysyłam mojej mamie wszystkie informacje.
Kto, Twoim zdaniem, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności za to, co się wydarzyło? Ktoś przecież ten kontrakt przygotował, ktoś wiedział, dokąd jedzie Wasza ekipa?
Nie wiem. Najłatwiej zrzucić odpowiedzialność na menadżerów grupy. Jednak jedna z menadżerek była razem z nami i też przez to wszystko przeszła. Jak powiedziałam na początku rozmowy: kontrakt był przygotowany legalnie, formalnie nie budził podejrzeń.
Napisałaś na Instagramie, że Twoją pasją jest psychologia i świat duchowy. Czy te zainteresowania pomagają Ci budować przyszłość?
Dzięki tym zainteresowaniom przetrwałam najtrudniejsze chwile mojego życia. Oczywiście, że pomagają mi budować przyszłość 😏 Każdego dnia, małymi kroczkami. Zrozumienie i świadomość to klucz mojego funkcjonowania. To tu odnalazłam siebie.
Myślałaś o tym, co by się stało, gdybyście zostały w tym klubie dzień albo dwa dłużej?
Tak, ale nie chcę się dzielić wnioskami.
Wiele osób, zwłaszcza kobiet, dziękuje Ci za to, że mówisz o tej historii. Zapowiadasz, że będą też inne opowieści. Równie drastyczne?
Opowiem o nich, jak poczuję gotowość.
Czy cała sprawa miała finał na policji?
Nie wiem. Ja nie zgłaszałam sytuacji na policji. Są dwa powody takiej decyzji: we Włoszech czas był na wagę złota, a procedury trwają bardzo długo. My chciałyśmy uciec jak najszybciej i jak najciszej. „Ratuj się natychmiast” – to była moja jedyna myśl w tamtym czasie. Tym bardziej, że burdele prowadzone są przez świat przestępczy, który ma bardzo szerokie wpływy. Nie mam pewności, czy policja stanęłaby po naszej stronie… Już będąc w Polsce, po takich doświadczeniach, chciałam jedynie spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Pragnęłam wrócić do swojego życia i nie dać się pochłonąć traumie. Pójście na policję oznaczałoby zmierzenie się z tymi wydarzeniami kolejny raz, udowadnianie, że to naprawdę się wydarzyło, znoszenie upokorzenia i wstydu, z którym bym się spotkała – jestem tego pewna. Nie zgłaszając tego, szybciej mogłam wrócić do siebie. A to i tak nie była łatwa droga.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała
ANNA RĄCZKOWSKA
AGNIESZKA BORUTA
Instagram: agaboruta