Bartek Jędrzejak
„Lubię jego pogodną twarz”, „Choć mieszkam za granicą, oglądam polską telewizję, a w niej zawsze pogodę prezentowaną przez pana Bartka”, „Wśród moich znajomych chyba nie ma osoby, która nie znałaby Bartka od pogody z TVN” – czytelniczki „Woman in the World” z przyjemnością oglądają najlepszego w Polsce prezentera pogody, Bartka Jędrzejaka. Na wizji tryska optymizmem, otwarcie mówi o depresji i telewizyjnych wpadkach. Szczerość to jego dewiza, jest uwielbiany za duże pokłady dobrej energii. Poznajmy bliżej zdobywcę Telekamery w kategorii „Najlepszy prezenter pogody”, zapalonego podróżnika i tancerza.
Czytelniczki z różnych stron Zjednoczonego Królestwa uwielbiają budzić się z Bartkiem Jędrzejakiem, który opowiada o pogodzie z najpiękniejszych zakątków Polski. Chciałyby też wiedzieć, czy sam lubi wcześnie wstawać?
Ja to mam już „wdrukowane”. Budzę się przed budzikiem i nawet jak mam dzień wolny, to organizm sam się budzi i zamiast korzystać i odsypiać, jestem na ogół wcześnie na nogach. Myślę, że wszystkie osoby pracujące w takim porannym trybie mają to we krwi. Kiedy wiem, że po drugiej stronie telewizora są tak mili ludzie, zdecydowanie łatwiej mi się wstaje.
Ma Pan świadomość, że wprawia Pan Polaków w dobry nastrój? Nie tylko Polaków w kraju, ale i Polonię na całym świecie?
Świat się zrobił bardzo mały. Dzięki mediom społecznościowym, Facebookowi, Instagramowi, dzięki stronie internetowej programu Dzień Dobry TVN mamy kontakt ze wszystkimi widzami – nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. To bardzo miłe, kiedy podczas omawiania prognozy pogody piszą do nas ludzie z różnych stron globu i dają znać, jaka u nich jest pogoda, gdzie aktualnie pada śnieg, a gdzie jest gorąco. Odzywają się ludzie z Australii, Nowej Zelandii, z całej Europy – to nas bardzo motywuje, daje niesamowitego kopniaka, dodaje skrzydeł. Bardzo nas cieszy, że jesteśmy takim fragmentem polskiego domu w domach za granicą.
Zdaje Pan sobie sprawę z tego, jak bardzo jest Pan popularny wśród Polonii nad Tamizą?
Nie, zupełnie nie miałem takiej świadomości. Muszę powiedzieć, że w Wielkiej Brytanii byłem kilka razy, kilka razy zawitałem do Londynu, ale nie zdawałem sobie sprawy ze swojej popularności. Fajnie, że jesteście, że oglądacie. My to czujemy, my o tym wiemy, zresztą mamy swoją wysłanniczkę, która nas na bieżąco informuje, co się u Was dzieje.
Rozmawiamy o pogodzie, a jeśli chodzi o aurę, to Brytyjczycy mają „fioła” na tym punkcie. Polacy też?
Wcale się nie dziwię, że Brytyjczycy przywiązują taką wagę do pogody. W końcu mamy stwierdzenie „angielska pogoda”, czyli pochmurna, deszczowa, mało przyjemna. Czy my Polacy mamy „fioła” na punkcie aury? Na pewno wszyscy zwracamy na nią uwagę. Chyba nie ma dziedziny życia, na którą bezpośrednio lub pośrednio pogoda nie ma wpływu. Od niej zależy, co jemy, kiedy podróżujemy, ile za co płacimy. Są tacy, którzy twierdzą, że od pogody zależy przyrost naturalny, ponieważ wtedy, kiedy świeci słońce, pobudzając nasze endorfiny, wyjeżdżamy na wakacje i szalejemy. Albo kiedy szybciej robi się ciemno i chłodno, wtedy wypijamy lampkę wina, palimy w kominku, zapalamy świeczkę i robi się romantycznie, a potem rodzą się maluchy. My bardzo często zwracamy uwagę nie tyle na pogodę, co na warunki „biometeo”, czyli na to, jak pogoda wpływa na nasze organizmy. Ja specjalnie o tym nie mówię, bo mam takie poczucie, że gdybym pojawił się rano w Dzień Dobry TVN i powiedział: „Kochani, dzisiaj pogoda nie będzie na nas dobrze wpływać, mamy niskie ciśnienie, chmury, przelotne opady deszczu, a meteoropaci mogą czuć się nie najlepiej”, to nawet jak ktoś ma dobry dzień, to po usłyszeniu tego poczuje się gorzej. Ja w każdej pogodzie staram się dostrzec coś dobrego, zresztą nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiedni strój.
Na Wyspach mamy taką anegdotkę o prezenterach pogody, że wykonują najłatwiejszą pracę na świecie, bo mówią, że padało, pada albo będzie padać.
No to równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że prezenterzy pogody w Australii mogą mówić „słońce, słońce, słońce…”. A mówiąc poważnie, to wcale nie jest łatwa praca. Byłem w BBC, miałem okazję być w studiach, gdzie pracują prezenterzy pogody, i nawet pozwolili mi zapowiedzieć pogodę, co prawda nie na antenie BBC, ale w brytyjskiej scenografii. Podglądamy naszych brytyjskich kolegów, czerpiemy inspirację z ich pracy. A sama praca prezentera nie w mojej pracy w TVN to są liczne wyjazdy, różne miejsca, spotkania z ludźmi, a to stanowi ogromny bagaż, który ze sobą zabieram. Ale skoro przytaczaliśmy anegdoty, to muszę przyznać, że miałem w życiu kilka wpadek pogodowych, aura spłatała nam figla i po prostu kompletnie się nie sprawdziła. W Polsce żyjemy w strefie klimatu umiarkowanego, w takiej strefie, którą porównuję do ringu bokserskiego, bo ścierają się tu dwie masy powietrza. Z Polski mamy relatywnie blisko do Skandynawii, czyli do chłodnych rejonów Europy, a z drugiej strony mamy niezbyt daleko do Morza Śródziemnego, stąd jeszcze kawałeczek i jesteśmy w północnej Afryce. Często więc zdarza się, że to ciepłe powietrze spotyka się z chłodnym, wszystko się kotłuje i wychodzą takie kwiatki pogodowe. Kilka lat temu prognozowałem pogodę na Wielkanoc, z wielkim uśmiechem zapowiedziałem piękną aurę, zachęcałem do spacerów z koszykami ze święconką, a tu nagle mamy śnieg po kostki. Widzowie wysyłali nam zdjęcia, robili zające i króliki ze śniegu. A Wy na Wyspach Brytyjskich też macie ciekawą pogodę, ponieważ wokół Was jest woda, a Ocean Atlantycki kształtuje aurę prawie w całej Europie i często zdarza się, że w swojej prognozie mówię, że właśnie znad Wielkiej Brytanii płynie do nas front, który przyniesie deszcz. Mam wielu znajomych i przyjaciół w Wielkiej Brytanii, wiem, że jest tam liczna Polonia.
Zamierza nas Pan wkrótce odwiedzić?
Z Wyspami mam związane pewne marzenie. Jestem zapalonym fanem seriali, dużo podróżuję, ciągle coś oglądam, uwielbiam przepiękny serial „Downton Abbey”. Zamierzam odwiedzić pałac, w którym kręcono ten serial, poczuć ten klimat.
Blisko nam, Polakom, do Wielkiej Brytanii?
Myślę, że tak. Wydaje mi się, że sercem jesteśmy bardzo blisko Wielkiej Brytanii. Myślę, że gdyby nie II wojna światowa, to moglibyśmy z nią konkurować. Też możemy pochwalić się pałacami i zamkami. Słyszałem, że nawet książę Karol zachwycił się jednym z naszych historycznych obiektów i chciał go kupić, ale być może to tylko barwna opowiastka. Polska też miała królów, też miała monarchię, dystyngowaną szlachtę. Ja osobiście Brytyjczyków bardzo podziwiam za klasę i dystans, mają ogromne poczucie własnej wartości, również ze względu na rodzinę królewską.
Lubi Pan Wielką Brytanię?
Uwielbiam, zwłaszcza wizyty na West End. Lubię wpaść do Londynu, pooddychać tym klimatem, iść na jakiś musical. Przyjeżdżam do Was na wakacje wypoczywać. Polonia pracuje, dlatego Londyn postrzegam inaczej. Poza tym Wielka Brytania ma wiele do zaoferowania, bo każda z wysp jest inna. Inna jest Irlandia, inna jest Szkocja – to niesamowity tygiel kultur, smaków, języków, akcentów, fajnie tam macie.
Opowiada Pan o podróżach i innych państwach. Nie kusiło Pana, żeby wyjechać za granicę na dłużej i pożyć gdzieś kilka lat?
Jeśli mam być szczery, to nigdy o tym nie myślałem. Dobrze mi w Polsce. Staram się regularnie wyjeżdżać, odpoczywać poza Polską i to mi daje poczucie, że jestem obywatelem świata. Tańczyłem w Lubuskim Zespole Pieśni i Tańca, z którym przemierzyłem cały świat. To mnie też nauczyło szacunku do ludzi, innych kultur, wyznania czy orientacji. Choć przyznam, że obserwuję ostatnio, że w Polsce coś się zmieniło, ludzie są bardziej smutni, zmęczeni, nie zawsze są wobec siebie mili. Czasem zdarza mi się myśleć, co by było, gdybym wyjechał. Mam wielu znajomych, którzy spakowali walizki i opuścili kraj, ale mam też świadomość, że co byś nie robił za granicą, zawsze będziesz „foreignersem”, emigrantem i w końcu przyjdzie czas tęsknoty za Polską.
Gdyby jednak przyszedł taki moment w Pana życiu, że musiałby Pan wyemigrować, to gdzie najchętniej stworzyłby Pan drugi dom?
Myślę, że mogłaby to być Hiszpania, Francja, a także Wielka Brytania, a to dlatego, że wsiadamy w samolot i dwie godziny później jesteśmy w Polsce. Nie przepadam za chłodem ani za upałem. Póki co planuję podróż do Wielkiej Brytanii i na pewno wybiorę się na musical „Król Lew”, bo chociaż jestem dużym facetem, to zawsze na nim płaczę.
Nie jest Pan człowiekiem, który wstydzi się swoich emocji, prawda?
Wychodzę z założenia, że byłoby to oszukiwanie widzów. Ludzie przed telewizorami są bardzo inteligentni, wrażliwi. Czasem wystarczy przekrzywiony krawat czy nie taka mina, a widzowie już to odnotowują. Zwracają też uwagę na emocje, bo telewizja to pokazywanie emocji. Czasami widzowie pytają: „Panie Bartku, coś chyba nie tak u Pana? Wszystko w porządku? Miał Pan smutne oczy”. Nie można udawać, bo jest się wówczas nieudolnym aktorem. Jestem sobą, mówię o sobie i dlatego zdecydowałem się publicznie powiedzieć o depresji. Wiem, że ta choroba dotyczy wielu osób w Polsce, ale też i emigrantów, bo jest tęsknota za krajem, są wysokie wymagania itd. Powiedziałem więc o tym, bo jeśli mogę komuś w ten sposób pomóc, to dlaczego nie?
Pańskim zdaniem depresja to wciąż w Polsce temat tabu?
Myślę, że tak, ale ja w Polsce walczę z psychologiczną stygmatyzacją. U nas jest tak, że biegniemy do lekarza, kiedy boli gardło, kiedy boli serce, ale kompletnie nie dbamy o najważniejszy organ w naszym organizmie, czyli mózg. I jak mówimy, że mamy problemy psychiczne, że mamy depresję, to natychmiast się usztywniamy. Ludzie kryją się z tymi problemami, a ja chcę z tym walczyć. Na świecie panuje moda na zdrowy tryb życia, a przecież zdrowie to też nasza psychika.
A propos mody – czytelniczki naszego magazynu uznały, że świetnie Pan wygląda na wizji. Sam przygotowuje Pan stylizacje czy oddaje się w ręce specjalistów?
Pracuję ze stylistką, która mi podpowiada i pomaga, ale niczego nie narzuca. Często podrzuca coś, co lubię i w czym się dobrze czuję. Jeśli czytelniczki uznały, że dobrze wyglądam, to traktuję to jako ogromny komplement, za który bardzo dziękuję. Lubię dobrze wyglądać, ale zachowuję ostrożność – dla mnie między ubraniem a przebraniem jest zasadnicza różnica, a granica jest cienka.
Czego Panu życzyć?
Przede wszystkim świętego spokoju.
Tego życzę i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Anna Rączkowska
Zdjęcia: Archiwum prywatne