Mój przyjaciel stres
Być może trudno w to uwierzyć, ale jestem zaprzyjaźniona ze stresem. Przyjaciel przychodzi z pomocą i w razie czego można zrzucić winę na niego.
– Pani Aniu, nie dopilnowała pani terminu. Musimy panią odsunąć od zlecenia.
– Ale panie kierowniku, to wina stresu!
– A, to w porządku… Proszę się tak nie stresować. Zatem wydłużymy termin jeszcze o tydzień.
– Dobrze.
Czasem wolimy, żeby stres był obecny w naszym życiu, bo być może mamy mniejsze poczucie winy, że zaniedbujemy swoje obowiązki, przyjaciół, rodzinę i zdrowie. Poza tym człowiek pod jego wpływem potrafi robić niewiarygodne rzeczy. Stres to nic innego jak stan podwyższonej gotowości do konkretnego działania. Kiedy czujemy się komfortowo, nie odczuwamy go, kiedy jednak dzieje się coś niedobrego, stres daje nam znać, że mamy się trzymać na baczności!
Więc jak jest z tą przyjaźnią – lubimy się czy nie?
Ze stresem jest jak z irytującym kumplem. Jest fajny od czasu od czasu, ale przy dłuższym obcowaniu nieźle może zajść za skórę. Przy przedłużającym się stresie zmienia się działanie mózgu i człowiek nie jest w stanie sobie z nim poradzić, a stąd już niedaleka droga do chorób.
Przetestowałam to na własnej skórze. I choć nie obwiniam stresu za wszystkie moje dolegliwości, to wiem, że od stresu się zaczyna.
Byłam w klasie maturalnej. Stres związany z tym, żeby zdać egzaminy na piątkę, zjadł moje nerwy i dosłownie pozbawił mnie moich pięknych długich włosów. Zaczęły mi wypadać garściami. Wpadłam w obsesję ich liczenia. Wydałam majątek na lekarzy, badania i kosmetyki, które miały pomóc. Nic z tego! Byłam zbadana od stóp po czubek głowy, a mój stres się pogłębiał. To doprowadziło do napadów lęku – wmawiałam sobie, że na pewno dopadła mnie śmiertelna choroba, której skutkiem było nadmierne wypadanie włosów, a to powodowało jeszcze więcej stresu. Koło się zamykało, a włosy zatykały odpływ pod prysznicem. To był obłęd. Zaczęło się, powiedzmy, od błahostki, a skończyło na atakach paniki. Po wielu latach przestałam dbać o włosy, a zaczęłam troszczyć się o umysł.
Kiedy przestałam myśleć o swoich włosach i zajęłam się rozwijaniem pasji, włosy odrosły! Podobnych epizodów miałam w życiu bardzo wiele. Na własnej skórze doświadczyłam, jak stres wpływa na mój organizm.
Dlatego, drodzy Czytelnicy, chciałabym podzielić się z Wami nie teorią z książek, ale życiową praktyką. Jak zadbany umysł wpływa na nasze ciało?
Nie uraczę Was tekstami „myśl pozytywnie”, „doceniaj to, co masz”, „ciesz się życiem” – bo to po prostu nie pomaga.
Oto lista rzeczy, które warto robić, aby mieć zdrowy umysł, a co za tym idzie – zdrowe ciało:
- Znajdź pasję. Kiedy masz więcej czasu na rzeczy, które lubisz robić, masz mniej czasu na stres.
- Rób listę zadań. Aby jednak mieć czas na pasję, naucz się go dobrze organizować. Ja kupiłam kalendarz i nauczyłam się w nim pisać.
- Nie masz siły? Nie rób. Staram się nie zmuszać do różnych aktywności , bo to już samo w sobie powoduje u mnie stres.
- Szukaj wyzwań. Nie bój się nowych sytuacji, traktuj je jak przygodę! Albo będzie fajnie, albo
nie. - Zmęcz się. Ja wybrałam bieganie. Choć nie przepadam za sportem, doskonale wiem, że wysiłek fizyczny pozytywnie wpływa na umysł, a przy okazji na ciało.
- Unikaj toksycznych ludzi. Bardzo ważny punkt, który każdy powinien wdrożyć w życie jak najszybciej! Otaczaj się tymi, którzy zarażają śmiechem, nie marudzą i są wdzięczni za Twoją obecność.
- Oszczędzaj pieniądze. Ich brak powoduje ogromny stres. Zrezygnuj z niepotrzebnych wydatków, aby zawsze coś zostawało na koncie.
- Kochaj! Nie tylko partnera. Kochaj zwierzęta, przyrodę, kochaj muzykę i dobre jedzenie. Uczucie miłości jest najpiękniejsze na świecie. Przestań je kojarzyć tylko z udanym związkiem. Istnieje wiele rodzajów miłości.
O autorce:
ANNA SŁAWIŃSKA
Copywriterka, felietonistka i fotografka. Przez trzy lata mieszkała w Paryżu, gdzie pracowała i poznawała uroki najromantyczniejszego miasta świata.