Randkowanie w Londynie według Miss HH

Italia, cz. 5. i ostatnia…

Przypomnę, że znajduję się na południu Włoch.
W urokliwym miejscu z pięknymi plażami i cudownym jedzeniem. Opisując dzisiaj moją historię, żałuję, że nie korzystałam w pełni z uroków tego pięknego kraju. Zamiast cieszyć się tym wszystkim, ciągle byłam załamana i płacząca.
Nauka włoskiego szła mi opornie. Ciągły stres, co z nami będzie i kiedy boss wpadnie w gniew, nie pozwalały mi się skoncentrować, nie mogłam zapamiętać ani jednego słowa.
Byliśmy w drodze do kolejnego pięknego miejsca, w którym odbywało się zakończenie sezonu letniego. Miałam tam świętować swoje urodziny. Czułam w kościach, że stanie się coś nieodwracalnie złego. Nie myliłam się…
Miejsce, do którego przybyliśmy – jakby na przekór moim złym przeczuciom – zachwycało. Przepiękne światła Sycylii odbijające się w granatowym morzu, tysiące kwadratowych lampionów nad brzegiem, a obok my – razem, ale już osobno. Jakaś setka obcych mi ludzi, płynący szampan, którego nie żałowałam sobie już od początku. Show trwał. Boss wręczył mi rolexa. Równowartość dobrego auta. Z paragonem, na wypadek, gdybym wolała inny model. Przecież istnieją paragony upominkowe bez widocznej kwoty. No, ale trzeba było pokazać, ile kosztowało to cacko.
Impreza trwała, a my z części dla VIP-ów przenieśliśmy się do innych. Trzymałam się z daleka od bossa, on ode mnie również. Drogi zegarek zabrał mi zaraz po wręczeniu, tłumacząc, że u niego będzie bezpieczny. Nie bardzo mnie to obeszło. Chciałam jak najszybciej wrócić w domu, być jak najdalej od niego.
Odnalazłam kuzynkę, zabrałam koleżankę i krętymi schodami kierowałyśmy się do wyjścia. Kiedy w połowie drogi zauważyłam bossa, wiedziałam, że będą kłopoty. Wyrwałam się do przodu. Ktoś obok mnie spytał po włosku:
– Jak się masz?
– Nie rozumiem.
Odpowiedziałam tak, znając zazdrość bossa.
I stało się – otrzymałam cios z tyłu. Pchnął mnie mocno.
Wtedy po raz pierwszy oddałam, podskoczyłam i z obrotu trzasnęłam go w twarz. Ręka i szyja bolały mnie przez kolejne 3 dni. Nie wiem co bardziej – ręka, szyja czy duma.
Jego wyzwiskom nie było końca, ale byłam już w aucie z kuzynką, jej chłopakiem i koleżanką. Ta ostatnia na drugi dzień miała wracać do Londynu. Boss miał ją odwieźć na lotnisko. Próbowała mnie przekonać do rozejmu z nim. Dla mnie już nie było odwrotu.

Emocje i „znieczulacz” w postaci alkoholu zrobił swoje, ale nie było mi dane długo pospać, bo po jakiejś godzinie rozdzwonił się domofon. Boss przybył za nami, stał pod drzewem i dzwonił na przemian domofonem i telefonem.
Zobaczyłam na ekranie wyświetlacza jego twarz i odłożyłam domofon, a telefon wyciszyłam. Wróciłam do łóżka. Ze złości poprzebijał opony chłopakowi kuzynki, co odkryliśmy dopiero rano, gdy chcieliśmy odwieźć znajomą na lotnisko.
Nie czekałam na więcej złośliwości, wróciłam do Polski przez Austrię z koleżanką i jej mężem.

Uciekłam i była to bardzo dobra decyzja.
Po kilku latach dowiedziałam się, że boss związał się z krzykaczką, której restauracja znajdowała się naprzeciwko jego salonu gier. Pamiętacie ją z pierwszej części? Spłodził syna. Nawet widziałam go tam raz, mijałam go, gdy spacerowałam z siostrą, którą odwiedziłam po raz kolejny.

Łącznie we Włoszech byłam 7 razy, w tym 5 razy w Reggio di Calabria. Jest to kraj, za którym tęsknię, do którego wracam co roku mimo tragicznych przeżyć. Każdy, kto poczuł tę atmosferę, zasmakował tego jedzenia, zrozumie mnie w pełni. Życie bossa skończyło się tragicznie. Niestety któregoś ranka zginął w wypadku. Wracając po imprezie do domu, nie wyrobił się na zakręcie i wpadł w otchłań morza. Auto wyłowiono razem z nim po kilkunastu dniach.
Przyszło mi do głowy, że mogłam tam z nim być, ale w porę uciekłam do Londynu.
Informującą mnie o tym po latach kuzynkę spytałam, czy nie zostawił mi czegoś w testamencie (śmiech). Ale tak na serio – prezenty, dobre restauracje nie mają żadnej wartości, jeżeli ktoś Cię nie szanuje i traktuje jak rzecz, trofeum. W następnym wydaniu zapraszam na gorący hiszpański romans, który zaczął się w Lloret de Mar.

Share this...