Randkowanie w Londynie według Miss HH

Italia, część 1

Nie byłam gotowa na to, co tam się wydarzy. Ani troszeczkę…

Zrezygnowana i lekko nieszczęśliwa po ostatnich przepychankach z Drugim postanowiłam odwiedzić kuzynkę, która od kilkunastu lat mieszka na południu Włoch. Nie zdawałam sobie sprawy, że południe Włoch bliskie jest krajom arabskim. Przede wszystkim w kwestii traktowania kobiet i męskiego poczucia własności. Zaplanowałam wyjazd na koniec czerwca, czyli początek sezonu letniego. Zgodnie z planem szczęśliwie wylądowałam w Lamezi. Zostałam odebrana z lotniska przez kuzynkę i jej kochanka, jak się z czasem okazało, żonatego prawie od pięciu lat.

Oto czekało mnie pierwsze zaskoczenie. Podczas gdy my siedziałyśmy w ogrodzie z widokiem na ocean, Roberto przygotowywał kolację. Pamiętam, że była to pasta z pomidorkami z własnej hodowli. Nie oczekiwał przy tym żadnej pomocy. Pomyślałam: „Nieźle…, tak mogłabym żyć!”. Jak dalekie to było od tego, co robiły nasze mamy, od tego jak my, Polki, zostałyśmy wychowane. W Polsce to zawsze kobiety siedzą w kuchni, serwują dania, a potem jeszcze sprzątają. Rozkoszowałam się cudownym widokiem morza i tego kulinarnie dogadzającego nam mężczyzny. Dookoła krążyły trzy piękne koty… Nawiasem mówiąc, koty to moja miłość. Doprawdy było idealnie. Na pięknie przygotowanym stole (którego nakrycie było jedynym, o co poprosił nas gospodarz) zagościły kolejno: pyszne sery, wędliny na przystawkę, a później danie główne – pasta à la Roberto. Następnie lody i na koniec owoce. Siódme niebo!!! Nie wyjadę stąd prędko, o ile w ogóle wrócę – myślałam. Nie wiedziałam, jak blisko byłam prawdy…

Roberto odwiózł nas do domu kuzynki. Chłonęłam jak gąbka widok świateł odbijających się w oceanie, który kolejny raz tego wieczoru wprowadził mnie w błogi nastrój. Gdy już same, w zaciszu domowym, popijałyśmy pyszny likier (konieczny po kolacji na lepsze trawienie), zaczęłam dopytywać: „Skąd Ty go wzięłaś? Jakie ma wady?”. Główną wadą wydawało się to, że miał żonę i żył z dwoma kobietami naraz, co, jak się okazało, jest dość powszechne w tym pięknym kraju. Jego żona służbowo wyjechała do Rzymu. Cudownie się złożyło. Obudzona porannym gorącem chłonęłam widok z balkonu. Morze tak niebieskie, że zapierało dech w piersiach. Nadal nie byłam świadoma tego, gdzie się właściwie znalazłam. Czułam się jak w bajce. Po szybkim śniadanku otrzymałam od kuzynki pakiet instrukcji, gdzie mam zjeść, dokąd warto iść na plażę, a także porady, bym z nikim nie rozmawiała.
– Koło 14.00 zjemy lunch, wrócisz na sjestę, a potem przyjdź do mnie do biura – zobaczysz, gdzie pracuję – usłyszałam. Poszłam na spacer. Nie mogłam się napatrzeć na cudowny błękit morza. Mogłabym go chłonąć godzinami. Zaskoczyła mnie kolejna rzecz. Spostrzegłam, że wszędzie dookoła całują się pary. Dosłownie wszędzie, gdzie obróciłam głowę… Zastanawiałam się, czy tylko ja to zauważam.
Dotarłam do miejsca pracy mojej kuzynki, był to bar z maszynami do gier. Od stycznia nadal przygotowywany do otwarcia. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie tu pracuje. Przy barze stało kilka osób i żywiołowo o czymś dyskutowało po włosku, paliło papierosy i piło alkohol.
Zdziwiona zapytałam:
– Kiedy idziemy do Ciebie do pracy?
A ona, że jesteśmy już przecież.
– Widzisz tego tam? To mój szef. Nieźle daje mi popalić, nie lubimy się.
– A to dlaczego? – zapytałam.
– Bo jestem wyszczekana i nie daję…
Szef podchodzi i, jak się okazuje, myśli, że to moja ciocia, czyli mama kuzynki, odwiedziła ją w pracy. Jesteśmy podobne, ale bez przesady. Co za ignorant – myślę. W następnym zdaniu komentuje mój brak znajomości włoskiego i lekko się krzywi mówiąc, że łatwo mi tu nie będzie.
Kolejne zdziwienie. Generalnie żaden Włoch nie przejmuje się swoim brakiem znajomości angielskiego, ale wszyscy oburzają się, że nie znam ich języka. Wychodzimy na zapowiedziany lunch do kafejki obok i wszędzie czuję na sobie te głodne oczy. Miasto jest małe, a zatem mężczyznom brakuje świeżej krwi. Szef kuzynki też musiał to zauważyć, bo nie odstępuje nas na krok. Płaci za lunch i jest przeuroczy. Również dla mojej kuzynki. Łamanym angielskim próbuje mnie przeprosić i mówi, że jestem piękna i podobna do cioci. Po lunchu nie wracamy już do miejsca ich pracy, podążamy na plażę. Szef stwierdza, że jest za gorąco i nie da się tak pracować, musimy wszyscy napić się szampana. W lido, w którym się relaksujemy, spędzamy kilka godzin i umawiamy się na wieczór, na otwarcie sezonu.
W dzień takie miejsca służą do opalania, wieczorem zaczyna się impreza z DJ-em. Podekscytowane stroimy się na wieczór. Kuzynka mówi, że jest w szoku, że szef nagle jest taki miły.
– Myślę, że wpadłaś mu w oko.
– Może i wpadłam, ale ja mam dosyć facetów.
– Zobaczymy, zobaczymy – odpowiada. – To są Włosi, a Ty żadnego nie znasz.
Nie znałam i nie wiedziałam, że będzie to najpiękniejszy romans w moim życiu. Ale o tym opowiem już w drugiej części, moi kochani.

Share this...