10 lat w służbie ludziom
Już od 10 lat firma Amber Healthcare Services dba o to, by jej niepełnosprawni podopieczni mogli realizować swoje największe marzenia.
Powiedziałaś kiedyś, że najpiękniejszą chwilą jest dla Ciebie moment, kiedy wchodzisz do domu swojego podopiecznego i widzisz błysk zadowolenia w jego oczach…
Tak, nadal tak jest. Uśmiech i dobre samopoczucie naszych podopiecznych jest dla mnie największą nagrodą i źródłem wielkiej satysfakcji z wykonywanej pracy. Podczas odwiedzin widzę, że są zadbani, w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Mają plany towarzyskie i wakacyjne, mogą je swobodnie realizować, a nie tylko spędzać czas w domu czy – co gorsza – w łóżku. To efekt pracy zespołu fantastycznych osób, którym los innych nie jest obojętny. Nazywam to „dodatkowym genem opiekuńczości”.
Na czym dokładnie polega Twoja praca?
Moją (naszą) pracą jest opieka nad ludźmi z różnego rodzaju niepełnosprawnościami fizycznymi i psychicznymi w ich własnych domach. W zależności od rodzaju schorzenia i stopnia niepełnosprawności przyznawana jest takiej osobie państwowa opieka medyczna i my ją zapewniamy. Zatrudniamy osoby, które chcą wykonywać tego rodzaju pracę, spełniają warunki i przejdą odpowiednie szkolenie medyczne. Następnie tworzone są zespoły opieki dla danego pacjenta. W przypadku większości naszych podopiecznych opieka jest całodobowa, a niekiedy jest tak, że jednym pacjentem w tym samym czasie zajmują się dwie osoby. Bardzo ważnym elementem jest zgranie i współpraca w zespołach. Nasi podopieczni muszą czuć się komfortowo i pewnie w towarzystwie swoich opiekunów, dlatego dokładamy wszelkich starań, by jak najlepiej sprostać tym wymaganiom – w końcu powierzono nam ich życie i zdrowie.
A kim są Twoi podopieczni?
To bardzo różnorodne grono – i kobiety, i mężczyźni, a ostatnio spora liczba dzieci w różnym wieku: od paromiesięcznych niemowląt do nastolatków. Łączy ich jedno – duża niepełnosprawność fizyczna (połączona niekiedy z umysłową) i brak możliwości samodzielnego funkcjonowania. Większość naszych podopiecznych porusza się na wózkach inwalidzkich, nie komunikuje się werbalnie, jest odżywiana przy pomocy sondy żołądkowej.
To właściwie dzięki swoim podopiecznym otworzyłaś własną firmę?
Tak. Wspominam tamten czas z rozrzewnieniem i aż trudno mi uwierzyć, że w sierpniu minie 10 lat od założenia Amber Healthcare Services. Mało brakowało, a zostałabym położną i firma w ogóle by nie powstała. Z wykształcenia jestem pielęgniarką. Przez wiele lat pracowałam jako managerka w firmie medycznej, którą tworzyliśmy praktycznie od podstaw. Prowadziłam dział dorosłych z niepełnosprawnościami fizycznymi. Wraz z naszymi podopiecznymi i opiekunami stanowiliśmy zgrany zespół. Po 8 latach właściciel postanowił sprzedać firmę i zaczęły się trudności. Nowi właściciele/ sponsorzy nastawieni byli głównie na zysk i nie przejmowali się ani pacjentami, ani pracownikami. Odeszłam i złożyłam papiery na położnictwo. Wielu moich podopiecznych też zaczęło odchodzić do innych firm, a ja wciąż miałam z nimi kontakt. Jeden z nich zaczął mnie namawiać na założenie własnej firmy. Na początku miałam duże opory, bo wiedziałam, że nie jest to łatwy proces, a do tego dopiero zaczęłam studia, ale obiecałam, że się zorientuję, jakie warunki musiałabym spełnić, żeby taką firmę otworzyć. Po roku przygotowań, dzięki pomocy wielu życzliwych ludzi i wsparciu męża, wspólnie otworzyliśmy Amber Healthcare Services.
Zanim otworzyłaś firmę, byłaś kelnerką, sprzątaczką, opiekunką i pielęgniarką.
Przyjechałam do Wielkiej Brytanii, gdy Polska jeszcze nie była w Unii Europejskiej. Byłam świeżo upieczoną pielęgniarką i bardzo chciałam pracować w zawodzie. Realia okazały się jednak zupełnie inne niż moje marzenia. Plan był taki, że wyjeżdżam tylko na rok, żeby podszkolić angielski. Jechała moja przyjaciółka, a wraz z nią przyjechałam i ja. Z rocznego wyjazdu zrobiło się ponad 25 lat, a przygoda trwa do dzisiaj. Początki były trudne. Anglia nie miała podpisanych umów z Polską, więc nostryfikowanie dyplomu i praca w zawodzie pielęgniarki była po prostu niemożliwa – stąd wzięły się inne zajęcia. To była naprawdę niezła szkoła życia. Do dzisiaj zastanawiam się, skąd brałam tyle siły i energii na pracę, ale też na naukę i zabawę.
Nie ma więc rzeczy niemożliwych, choć droga do założenia własnej firmy pewnie nie była łatwa. Jakie wymagania musiałaś spełnić?
Gdy tylko Polska weszła do Unii Europejskiej, zaczęłam proces nostryfikacji dyplomu. Po pół roku zostałam posiadaczką upragnionego PIN-u (numeru pielęgniarskiego), co dało mi możliwość wykonywania zawodu pielęgniarki w Wielkiej Brytanii. Zaczęłam przeglądać ogłoszenia i szukać pracy. W ten sposób trafiłam do firmy medycznej, z którą związałam się na
8 lat. Tam zdobyłam potrzebną wiedzę i doświadczenie. Po odejściu z niej planowałam zupełnie zmienić ścieżkę kariery zawodowej i zostać położną. Bardzo miło wspominam studia i pamiętam każdy odebrany przeze mnie poród. Los chciał jednak inaczej i położną nie zostałam. Narodziło się inne „dziecko”, jak czasami określam Amber. Proces zakładania firmy był długi i powolny, tym bardziej, że tego rodzaju działalność wiąże się z bardzo wieloma restrykcjami i warunkami, które należy spełnić. Przede wszystkim trzeba uzyskać licencję z organizacji zrzeszającej wszystkie jednostki medyczne, zaczynając od szpitali, ośrodków zdrowia i domów opieki, na firmach takich jak nasza kończąc. Licencja nie jest dana raz na zawsze – cały czas jesteśmy pod nadzorem CQC, a rygorystyczne kontrole odbywają się co 18 miesięcy i wtedy licencja jest odnawiana. Wszystko jest bardzo transparentne, powstają specjalne raporty i ocena naszej działalności. Każdy, kto chce dowiedzieć się o nas czegoś więcej, może się z takim raportem zapoznać. Jestem niezmiernie dumna, że uzyskałam tę licencję. Z perspektywy czasu egzamin maturalny i dyplom pielęgniarski to była pestka w porównaniu z egzaminem pozwalającym na uzyskanie licencji. Zresztą każda inspekcja jest bardzo dużym stresem, trwa parę dni i jest bardzo szczegółowa, ale z drugiej strony nie ma się co dziwić – w końcu powierza się nam ludzkie życie i zdrowie. Tym bardziej jest to dla mnie powód do dumy: że dajemy radę i raporty są naprawdę pozytywne. Jest to zasługa całego zespołu managerów, opiekunów, fizjoterapeutów – każdy dokłada swoją cegiełkę.
Jak sobie radzisz, kiedy pojawiają się sytuacje kryzysowe i momenty zwątpienia?
W tym roku firma obchodzi swoje 10-lecie. Aż trudno uwierzyć, że minęło już tyle czasu. Oczywiście oprócz sukcesów są trudne momenty i sytuacje kryzysowe. Zeszły rok był smutny, bo straciliśmy czterech wieloletnich podopiecznych. Po latach intensywnej opieki to już nie są tylko pacjenci, to przyjaciele, a odejście każdej bliskiej osoby boli. Jedynym pocieszeniem jest to, że dane nam było opiekować się nimi do samego końca, że odchodzili w domach wśród najbliższych albo chociaż w obecności opiekunów, a nie w szpitalach, w samotności. Tamten rok ze względu na pandemię był wyjątkowo trudny. Wiele obostrzeń, brak możliwości wychodzenia i izolacja sprawiły, że u wielu naszych podopiecznych nasiliły się stany depresyjne. Chcąc nie chcąc, bardziej koncentrowali się na swoich niepełnosprawnościach, a stan fizyczny wielu z nich uległ pogorszeniu. Praca całego zespołu była dużo trudniejsza i bardziej wymagająca, ale narodziły się też fajne pomysły. Dni spa, kiedy wszyscy opiekunowie i pacjenci leżeli z maseczkami na twarzach, czy jacuzzi ogrodowe, bo skoro nie możemy wyjść do spa, to niech spa przyjdzie do nas. Wspólne działanie daje siłę, dla mnie jej źródłem są też rodzina i przyjaciele, na których zawsze mogę liczyć i którzy są moją podporą zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym.
Twoja praca ma też wiele pozytywnych stron. Opowiedz o nich.
Tak, te pozytywy zawsze niezmiernie cieszą. I niekoniecznie są to rzeczy wielkie. Te małe, które dzieją się każdego dnia, też potrafią bardzo radować. Czasami jest to zwykłe „dziękuję” pacjenta czy kogoś z rodziny, a czasami gest, bo przecież większość naszych pacjentów nie mówi, a komunikacja odbywa się przy pomocy gestów lub, jak to ma miejsce w przypadku jednego z podopiecznych, tylko mrugania powiekami. Czasami udaje się zrobić coś dużego i spełnić czyjeś marzenie, jak w przypadku naszego zagorzałego fana futbolu. Dostałam kiedyś od niego SMS z informacją, że jeżeli jego drużyna wejdzie do finałów ligi mistrzów, to on chciałby pojechać na te finały do Madrytu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby on mógł się samodzielnie poruszać, ale jest przecież na wózku inwalidzkim, ma tracheotomię, wrodzoną łamliwość kości itd. Cóż, trzeba było ten wyjazd zorganizować. Było to olbrzymie logistycznie przedsięwzięcie – organizacja przejazdu, wynajęcie domu odpowiedniego dla osoby niepełnosprawnej, zapewnienie odpowiedniej liczby opiekunów, którzy z nim pojadą itp. Udało się! Jego drużyna wtedy nie wygrała, ale był w Madrycie, mógł na żywo w tym uczestniczyć. Albo inna sytuacja, gdy nasza opiekunka uratowała życie dziecku, które jest naszym podopiecznym. Zatrzymała się akcja serca, a ona brawurowo przeprowadziła CPR, dodatkowo koordynując działania rodziców i współpracując przez telefon z paramedykami. Gdyby nie ona, dziewczynki nie byłoby już z nami.
W 2018 roku zostałaś laureatką plebiscytu ambasady RP w Londynie „Polka100”. Minęło kilka lat, Ty nie zwalniasz tempa, a rodacy stawiają Cię za wzór. Co Cię napędza do intensywnej pracy?
Plebiscyt był bardzo miłym wydarzeniem w moim życiu i bardzo się cieszę, że to, co robię, zostało zauważone i docenione. Znajomości i przyjaźnie, które wtedy nawiązałam, trwają do dzisiaj. Co roku staramy się spotkać w gronie laureatek plebiscytu chociaż na wspólną kolację. W ubiegłym roku ze względu na pandemię musiałyśmy przełożyć plany, ale mam nadzieję, że wkrótce to nadrobimy. Nie czuję się stawiana za wzór. To, co robię, wynika chyba z mojej natury. Zawsze dobrze się czułam, pracując z innymi. W dzieciństwie i młodości spełniałam się w harcerstwie, byłam nawet drużynową. Teraz ważni są ludzie, którym możemy pomagać, dzieci i rodziny, z którymi współpracujemy. Ale także spełnieni opiekunowie. Z satysfakcją obserwuję, jak stają się pewni siebie w tym, co robią, kompetentni w temacie zabiegów medycznych. Jestem bardzo dumna z naszych opiekunek Darii i Kasi, które otworzyły w Polsce fundację YesTeam i czerpią ze zdobytego tutaj doświadczenia. Fizjoterapeuta Seweryn, który zaczynał od zabiegów z pacjentami w naszej firmie, teraz rozwija samodzielną działalność. Miejsce, w którym obecnie jesteśmy, zawdzięczam wielu osobom: całemu zespołowi, Emmie, Julii, Uli, Grzegorzowi i Michałowi, którzy wraz ze mną rozwijają tę firmę. Motorem napędowym jest ten entuzjazm i zaangażowanie, ale przede wszystkim świadomość, że jeżeli chociaż jedna osoba, którą się zajmujemy, jest dzięki naszej pracy szczęśliwsza – a mam głęboką wiarę, że tak jest – to warto to dalej robić.
Gdzie widzisz się za parę lat?
Zdecydowanie nadal w Amber. Chciałabym, by firma dalej się rozwijała. Mam jeszcze inne pomysły związane z osobami z niepełnosprawnościami. Nadal chciałabym otworzyć dom opieki. Mam nadzieję, że skończę studia podyplomowe, które zaczęłam już jakiś czas temu. Ale kto wie, co jeszcze może się zdarzyć? Czekam z ciekawością, jestem otwarta na to, co nowe.
Masz czas na odpoczynek? Czym zajmujesz się w wolnych chwilach?
Niedawno zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Po wielu latach spędzonych w Londynie bałam się wyprowadzki poza miasto, ale okazała się to strzałem w dziesiątkę. Przeprowadzka nad morze była najlepszą decyzją w ostatnim czasie. Codziennie budzę się z uśmiechem na twarzy, wiem, że czeka mnie spacer po plaży, zabawa z psem, cudowne krajobrazy. Na liście rzeczy do zrobienia jest jeszcze zapisanie się na jogę i do klubu jachtowego – mam nadzieję, że wkrótce to nastąpi. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że czasami takie działania przeciągają się w czasie i nad tym chcę popracować. Musi się też znaleźć czas na czytanie książek, bo kocham to od dziecka.
Jak nas znaleźć?
MONIKA CHOMKA
AMBER HEALTHCARE SERVICES
www.amberhealthcareservices.co.uk
E-mail: info@amberhealthcareservices.co.uk
Tel.: 0208 988 1874
Adres: 165 Sansom Road, London E11 3HG
Rozmawiała ANNA RĄCZKOWSKA
Zdjęcia: JAREK DUK
Stylizacje: ANITA GIERCZYK
Ubrania i dodatki: BIGGER QUEEN, NINA BASCO